strona główna
działalność
publikacje
platforma
galeria
kontakt
Publikacje
O Ełku
Historyczne
Pedagogiczne
Społeczno -
polityczne
Blog
Działalność
Logo PO Platforma obywatelska
Stonehange
Katarzyna II
(tłumaczenie z języka niemieckiego)
Dzieciństwo i narzeczeństwo

Ełk, 4 stycznia 2007 roku

W żartobliwy sposób wspominała późniejsza cesarzowa Katarzyna skromne warunki, w jakich ona Zofia Fryderyka, księżniczka, która urodziła się w Szczecinie jako córka tamtejszego namiestnika (21 kwietnia lub 1 maja 1729 roku), żyła i jak spędziła swoje dzieciństwo.

Miały to być pamiętniki cesarzowej pisane w języku francuskim, które dyktowała swojej przyjaciółce. Obszerna relacja o jej latach dzieciństwa i młodości, spędzonych w Szczecinie, zaginęła. Pamiętniki cesarzowej, których autentyczność nie budzi żadnych zastrzeżeń, nie zawierają wcale wzmianek o tym szczecińskim okresie.

Gdy Katarzyna usłyszała w roku 1776 o zamiarze swojego przyjaciela, barona, że chce on odwiedzić Szczecin, pisała do niego: "Co pan chce tam robić ? Nie znajdzie pan tam nikogo, chyba z wyjątkiem zgrzybiałego starca, który już wtedy, kiedy byłam jeszcze młoda nic nie znaczył. Jeśli jednak trwa pan w swoim zamiarze, to musi się pan dowiedzieć, że urodziłam się na zamku obok Kościoła Mariackiego, mieszkałam i wychowywałam się w lepszym skrzydle tego zamku, zajmowałam trzy sklepione izby obok tego kościoła a dzwonnica dotykała mojej sypialni, tam uczyłam się i odbywałam swoje egzaminy; stąd mogłam codziennie dwa lub trzy razy pobiec w podskokach do mojej matki, która zajmowała drugie skrzydło zamku. To w ogóle nie było by ciekawe, gdyby panu nie przyszła taka myśl do głowy, że tego rodzaju miejsce urodzenia mogło się nadawać do tego, aby mieć pewien wpływ na produkcję miernych władczyń, w tym wypadku musiałby pan poprosić króla Prus, by ten kazał założyć odpowiednią szkółkę drzew tego rodzaju". W kilka tygodni później kontynuuje swój ostatni żart i dodaje, że do Szczecina ciągnęły karawany dyplomatów, łowców wielorybów i śledzi w poszukiwaniu cesarzowych (listy Katarzyny wydane w Petersburgu).

Katarzynę wspomina kilkakrotnie jedna z najbardziej wykształconych i mądrych wychowawczyń: ona - tak samo jak i jej uczennica - orientowała się w historii literatury, wiedziała prawie wszystko, nie odbywszy żadnych studiów. Jej uczennica, Katarzyna jako przekora nie ułatwiała wcale pracy swojej nauczycielce. Katarzyna wspomina, że pewnego razu nauczycielka zachęcała ją do lektury, inny nauczyciel nazywał ją nudnym pedantem, nauczyciela kaligrafii nazywała pędzlem. Katarzyna wypowiadała się żartobliwie, że lekcje muzyki były zupełnie bez rezultatów (Lisy..., Magazyn Towarzystwa Historycznego).

W roku 1766 Katarzyna wspomina pewną hrabinę, która stale ją łajała "20 lat temu, gdy nie mogła utrzymać w porządku jej włosów (Listy...).

Księżna Joanna Elżbieta, matka Katarzyny, która miała zaledwie 17 lat, gdy urodziła córkę, zgodnie ze swym namiętnym, powierzchownym charakterem, nie zadawała sobie wiele trudu, aby czuwać nad starannym wychowaniem córki. Widywała ją, jak było wyżej powiedziane, dwa do trzech razy dziennie. Dyplomata szwedzki, który poznał tę młodą księżniczkę w Hamburgu na krótko przed swoją podróżą do Rosji, wysoko ocenił jej zdolności, czynił wymówki matce, że nie ma wcale lub ma błędne mniemanie o córce.

Młoda księżniczka często podróżowała. W roku 1739 była w Gulin, gdzie książę biskup Lubeki, wuj i wychowawca młodego księcia Piotra, zorganizował coś w rodzaju zjazdu rodzinnego. Wspomnienia Katarzyny z okresu dzieciństwa wiążą się z miejscowościami z terenu Brunszwiku, gdzie mieszkała jej babka i gdzie pastor uczył ją religii. Tam pewien kanonik miał jej przepowiedzieć wspaniałą karierę widząc nad jej głową trzy korony. Wbrew opinii pewnych pisarzy tego okresu i okresów późniejszych młoda księżniczka nie wychowywała się przeważnie na dworze pruskim. Berlin odwiedzała wyjątkowo. W późniejszych latach wyraziła się Katarzyna w liście do Fryderyka Wielkiego ubolewanie, że "dopiero teraz zobaczyła tego wielkiego człowieka, bohatera i mędrca, wojownika i prawodawcę". Poznała go w tym czasie, gdy jej "młodość uczyniła ją zdolną do okazania mu czci i uznania jego wielkości" (Listy...).

O dużej bystrości umysłu, energii i stanowczości tej księżniczki świadczy z tego najwcześniejszego okresu wypowiedz pochodząca z roku 1759 lub 1760, że niczego nie odczuwała tak dotkliwie jako dziecko, jak tego, że nie mówiono jej prawdy. O jej duchowych cechach wypowiadała się jej pokojowa, baronówna, bardziej krytycznie: "Widziałam jak księżniczka rosła, śledziłam jej naukę i postępy, pomagałam jej w pakowaniu rzeczy, gdy wyjechała do Rosji. Cieszyłam się jej zaufaniem tak dalece, że poznałam ją o wiele lepiej, niżby to przypadło w udziale komuś innemu. Ale nigdy nie mogłabym przypuszczać, że zdobędzie tak wielki rozgłos. W okresie jej młodości zauważyłam u niej poważny, wyrachowany, zimny rozsądek, który nie rokował nic szczególnego, nic nadzwyczajnego, ale bronił przed popełnieniem błędów, kaprysami i lekkomyślnością; uważałam ją za przeciętnie zdolną".

Właściwe wychowanie i proces kształcenia księżniczki przypada na nieco późniejszy okres, a więc na okres jej narzeczeństwa i małżeństwa. W ciągu całego roku 1743 zajmowano się w Petersburgu sprawą mariażu wielkiego księcia, następcy tronu. Odbywały się narady i zapadła decyzja. Już pod koniec 1742 roku poseł angielski miał zaproponować jedną z córek króla angielskiego na żonę rosyjskiego następcy tronu. Wielki książę był zachwycony portretem angielskiej księżniczki. Z drugiej strony pertraktowano o francuską księżniczkę, ale cesarzowa Elżbieta nie była skłonna do przyjęcia takiej propozycji, a więc powstał plan wybrania dla wielkiego księcia jakiejś pruskiej księżniczki na żonę, ale to natrafiło na opór króla Prus Fryderyka. Miało to, jak pisze sam król pruski w swoich zapiskach, kosztować wiele trudu by odwieźć cesarzową Elżbietę od tego zamiaru na rzecz saskiej księżniczki Marianny, córki króla polskiego Augusta III. W tej sytuacji rozpoczął działalność rosyjski dyplomata, który z jednej strony propagował ideę sojuszu Rosji z mocarstwami morskimi, Austrii i Saksonii przeciwko Francji i Prusom, z drugiej strony brał pieniądze od Saksonii. Natomiast rosyjskie duchowieństwo zwracało na to uwagę, że katolicka księżniczka dla prawosławnego kościoła mogła być bardziej niebezpieczna niż protestantka. Tak więc cesarzowa Elżbieta, która w tym czasie darzyła większym zaufaniem swego lekarza i marszałka dworu, bez wiedzy ministra, doprowadziła do mariażu naszej księżniczki.

Pomysł takiego małżeństwa nie był czymś nowym. Od lat istniały żywe stosunki między cesarzową Elżbietą a krewnymi wybranej dla wielkiego księcia narzeczonej. Jej wuj, brat księżnej Joanny Elżbiety, Karol, biskup tytularny Lubeki, był niemal od 20 lat narzeczonym księżniczki Elżbiety, ale zmarł niespodziewanie. Elżbieta szczerze go opłakiwała i okazywała wiele przywiązania jego krewnym. Z księżniczką Joanną Elżbietą korespondowała, miała od niej jej portret jej siostry, zmarłej księżniczki Anny i wysłała jej swój własny portret bogato zdobiony klejnotami. Opowiadano nawet, że król Prus ze względu na cesarzową Elżbietę nadał księciu Krystianowi Augustowi w roku 1742 godność marszałka polowego. Już w marcu 1743 roku przywiózł książę August do Petersburga portret młodej księżniczki Zofii.

Czy najpierw ze strony Prus zaproponowano tę kandydatkę na żonę, czy nadworny marszałek okazał tyle inicjatywy w tym względzie, jak pisze w swoim liście do matki narzeczonej, nie jest wyjaśnione. Że jednak dyplomatyczna działalność pruskiego posła odegrała pewną rolę w pomyślnym załatwieniu tej sprawy, nie ma żadnej wątpliwości. Zanim jednak wszystko formalnie załatwiano w Moskwie, narzeczona złożyła gorące podziękowania królowi Prus jako rzecznikowi jej małżeństwa.

Ustalono, że księżna Joanna Elżbieta i jej córka podróżując wielkiej tajemnicy przyjadą do Rosji jak zwykle z wizytą do krewnych. Strona rosyjska pokryła koszty podróży. Były to więc oględziny narzeczonej jakie w późniejszych czasach urządzała Katarzyna w większej skali swemu synowi i swoim wnukom. Ale za nim narzeczona zjawiła się w Rosji należało usunąć jeszcze jedną trudność. Ona i Piotr byli wnukami rodzeństwa. Katarzyna uznała ten stan rzeczy za pewną przeszkodę. W międzyczasie trzeba było uzyskać zgodę rosyjskiego duchowieństwa. Zachowano tajemnicę przemilczając nazwisko księżniczki a tylko podano stopień i rodzaj pokrewieństwa narzeczonej przeznaczonej dla wielkiego księcia. Księżniczka miała wtedy 14 lat. Gdy dyplomata pruski relacjonował o niej królowi zapewniał, że "jak na swój wiek, ładna i właściwie już zupełnie dorosła".

Książe Krystian August udał się wraz ze swą małżonką i córką na krótko przed świętami Bożego Narodzenia w 1743 roku ze Szczecina do rodzinnej posiadłości aby spędzić święta i wieczór sylwestrowy w ścisłym kole rodzinnym. Tam przybyła 1 stycznia 1744 roku, gdy odprawiano właśnie poranne nabożeństwo w kaplicy zamkowej, sztafeta z Berlina z pismem nadwornego marszałka, który przekazał księżnej zaproszenie cesarzowej Elżbiety, by w jak największej tajemnicy udał się wraz z córką do Rosji. W kilka godzin później nadszedł list króla Fryderyka, w którym ten zwracał uwagę na proponowane małżeństwo rosyjskiego następcy tronu z księżniczką Zofią.

Pozostała kartka młodej księżniczki z jej własnoręcznym podpisem, z domalowaną wielką literą. Tu wyraża ona jeszcze niewyrobionym charakterem pisma i nieudolnymi słowami, poruszenie jakie wywołały nadchodzące listy do jej matki, jak gdyby w tych listach była jakaś wyrocznia odnośnie jej życia. Matka wspominała starego mnicha, który przepowiedział jej rodzinie wspaniałe związki. Ona zaś pisała: "Podnieś swą dostojną głowę ze swego grobu ty prawdziwy proroku, popatrz na początek szczęśliwego okresu, który przepowiedziałeś". Do króla Fryderyka pisała księżna, że o niczym nigdy bardziej nie myślała, jak o takiej przed córką otwierającej się teraz świetlanej przyszłości. We wszystkich listach obiecała słuchać rad króla. Tylko jedno wydawało się niemożliwe, mianowicie to, że nie należy zdradzać tej wielkiej tajemnicy małżonkowi.

Należało wiec bez zwłoki rozpocząć podróż. Ze względu na pozycję Rosji należało życzenie cesarzowej Elżbiety uważać jako rozkaz. Bardzo dokładnie księżna, nawet w szczegółach stosowała się do instrukcji zawartej w listach dyplomatycznych. Starano się w czasie podróży jak najściślej zachować tajemnicę. Dnia 31 grudnia 1743 roku (12 stycznia 1744 roku) wyruszono już w podróż. W Berlinie odpoczywano dwa dni i prowadzono rozmowy z ministrami pruskimi. W trzy lub cztery tygodnie później usiłował cesarski poseł uzyskać informację o miejscu docelowym i celu podróży księżniczek, uzyskał jednak odpowiedz wymijającą.

W chwili, gdy młoda księżniczka spodziewając się świetnej przyszłości, rozpoczęła swą działalność polityczną mającą duże znaczenie dla historii świata, dał jej książę Krystian August "ku pamięci" tę oto radę, która dotyczyła przede wszystkim zagadnień religijnych. Szczególnie nie mieszać się w żadne sprawy rządu, by nie denerwować Senatu. Jeśli chodzi o stanowisko Katarzyny i jej rolę wobec spraw rządowych to wyjątkowo nie podporządkowała się ostrzeżeniom ojca. Ale najpierw, gdy księżniczka na wstępie swej podróży do Rosji otrzymała od ojca "Ku pamięci", oznajmiła, że we wszystkim będzie posłuszna radom ojca.

Za trudy uciążliwej podróży w czasie zimy miały podróżne jako rekompensaty, które na nich czekały w Rydze, w Petersburgu i w Moskwie. Szczególnie księżna Joanna Elżbieta była zadowolona i szczęśliwa z powodu przepychu i luksusu, pisała o ceremoniale i honorach, jakimi je otaczano w przeciwieństwie do skromnych warunków, w jakich żyła dotychczas.

Ale był jeszcze i inny powód na drodze do odczuwania pełnego zadowolenia, mianowicie na skutek wydarzeń w Rosji nastąpiła również szczęśliwa zmiana losu tych książęcych osobistości. W Rydze słyszały podróżne ze szczegółami o znajdujących się w pobliskim więzieniu buntownikach. Zgodnie z poglądami i w duchu swej protektorki cesarzowej Elżbiety oceniły bardzo ujemnie tych "przestępców stanu".

Po krótkim pobycie w Petersburgu, gdzie księżna Joanna Elżbieta prosiła o poinformowanie ich odnośnie zmian państwowych w listopadzie 1741 roku. przybyły podróżne 9 (20) lutego do Moskwy. Cesarzowa przyjęła je z największą uprzejmością, ale była wstrząśnięta, gdy zauważyła podobieństwo księżnej Joanny Elżbieta z je bratem, zmarłym biskupem tytularnym Lubeki.

Pierwsze wrażenie było dodatnie. "Wprost nie do uwierzenia, jak one się podobają", pisał pruski dyplomata do króla o księżnej Joannie Elżbiecie i jej córce. Ale równocześnie dały się porwać w wir intryg dworskich. Ich przybycie było dla zwolenników projektu saskiego mariażu jak grom z jasnego nieba. Ciągle jeszcze czyniono największe starania, by doprowadzić do skutku małżeństwo wielkiego księcia z saską księżniczką. Saski poseł ofiarował Kurlandię w posagu. Francuski dyplomata pisał, że politycy rosyjscy nie mogą opanować gniewu i grożą, że pokażą, iż nie wolno zawierać tak ważnych związków małżeńskich bez zgody pierwszych ministrów państwa. Wszystko to nie miało żadnego znaczenia dopóki utrzymywała się życzliwość cesarzowej wobec nowoprzybyłych.

Z notatek późniejszej cesarzowej Katarzyny mamy wrażenie, że ona jako piętnastoletnia księżniczka od pierwszej chwili swego pobytu na dworze rosyjskim pokazała, że dorosła do swojej niezwykle ciężkiej sytuacji. Były jednak pewne konflikty i trudności z własną matką, która była zdolna i ambitna, ale równocześnie bezwzględna i uczuciowa, z cesarzową, która okazywała brak zaufania wobec młodej księżniczki, z jej narzeczonym, który nie okazywał żadnej skłonności wobec swej narzeczonej. Była jednak zdecydowana sprostać tym wszystkim trudnościom, ponieść wszelkie ofiary, użyć wszelkich środków, aby tę pozycję jaką zajęła, utrzymać.

Było w tym wiele zimnego wyrachowania, spokojna rozwaga we wszystkich poczynaniach. Ze wszystkich stron rozważała, jakie poczynania są dla niej najbardziej celowe. Z niezwykłym taktem panowała nad sytuacją. Nie wolno jej było pozwolić na utratę widzianej już przed sobą rosyjskiej korony. Warunki zmuszały ja do tego, by polegać tylko na sobie i radzić sobie samej. Na tym wspaniałym dworze pełnym odurzających imprez, przyjemności i uroczystości, otaczał ją tłum lubiący się przypatrywać a także specjalni obserwatorzy, żyła więc w zupełnej samotności. To budzi podziw u potomnych, którym dano okazję za pośrednictwem jej własnych notatek, wejrzeć w życie duchowe i świat uczuć i poznać, w jaki sposób ta młoda księżniczka, mimo niekorzystnych dla niej stosunków wykazała dojrzałość umysłową i ukształtowała swój charakter. Mimo powierzchowności życia towarzyskiego na dworze zachowała pewną głębię zainteresowań duchowych. Mimo małostkowości, braku postawy moralnej i niedokształcenia, co było wspólne dla jej otoczenia, zachowywała pewne ideały, zwracała uwagę na to co wielkie i piękne, miała wyczucie i zrozumienie dla nowych poglądów kulturalnych tego wiek, była pilną uczennica literatury doby oświecenia.

Na razie było sprawą najważniejszą pogodzić się ze stanem narzeczeństwa, który właściwie nie zapewniał szczęścia w małżeństwie. Pod tym względem jej narzeczony stanowił żałosny kontrast jeśli chodzi o zdolności i dążenia, jasny umysł, żelazną wolę i godną postawę księżniczki.

Ale wiele różnorodnych czynników wpłynęło na to, że został zatracony duchowy rozwój młodego księcia, wywołując pewną atrofię. Stracił matkę, gdy miał kilka tygodni, ojca w jedenastym roku życia. Przez cały okres swego dzieciństwa był pod opieką brutalnych wychowawców, bezwzględnych dworaków, pozostawiony na łasce prostych służących. Ciotka księcia, cesarzowa Elżbieta poleciła zebrać w 1745 roku wszystkie dane z historii dzieciństwa młodego księcia, jakie miały miejsce do roku 1742 i dowiedziała się niewiele pocieszających rzeczy. Dziecko to było również i pod względem fizycznym źle pielęgnowane, całymi godzinami musiało czekać na posiłek, często zaspokajało głód suchym pieczywem. Pogróżkami i karami straszony i drażniony, cierpiał ten chłopiec wskutek niepotrzebnej biedy na ból głowy i miewał wymioty. Tłumaczono te objawy tym, że zbyt mało ma ruchu na świeżym powietrzu. Zmuszano go, nawet gdy się czuł źle, do udziału w różnych imprezach rozrywkowych, tańcach i tym podobnych. Skasowano poniżające kary. chłopiec nienawidził swego wychowawcy, marszałka nadwornego, bardzo głęboko. O nim wypowiedział się jeden z nauczycieli młodego księcia, że wychowawca mógłby w najlepszym wypadku tylko konie tresować, a nie wychowywać ludzi. Szczególnie przykre stało się położenie tego chłopca po śmierci jego ojca, wuj Adolf Fryderyk nie troszczył się wcale o jego wychowanie. Krewni młodego księcia nie mieli zbyt wysokiego mniemania o tym chłopcu. Młoda księżniczka, która pięć lat później została narzeczoną Piotra widziała go jako jedenastoletniego księcia. "Słyszała jak mówiono w gronie rodzinnym o tym, że młody książę wykazywał skłonność do pijaństwa, że tylko z trudem wpływa jego otoczenie na to, żeby się nie upijał przy stole; że jest uparty, wybuchowy, że nie lubi swego otoczenia, zresztą jest żywy, ruchliwy, ale ma wygląd chorowity i niezdrowy". W rzeczywistości miał bladą cerę, wygląd chudy, fizycznie słaby. "Temu dziecku", jak pisze dalej w pamiętnikach Katarzyna "chciało jego otoczenie nadać wygląd gotowego człowieka i w tym celu obciążało go i wywierało na niego stałą presję, co musiało w nim zaszczepić fałsz, który stał się od dawna główną cecha jego charakteru.

Wychowawca wielkiego księcia w Petersburgu, słyszał od niego o złym traktowaniu, jakiego doznawał w Kilonii. Pewien niezręczny nauczyciel języków starożytnych wzbudził w nim wstręt do łaciny. Gdy w Petersburgu miano rozpocząć lekcję z księciem, okazało się w trakcie egzaminu, że książę posiada bardzo mało wiadomości.

Nauczyciel, jak się wydawało, włożył wiele trudu i wysiłku, jeśli chodzi o kształcenie tego młodego człowieka. Udzielał lekcji poglądowych w wielkim stylu. Za pośrednictwem rozmów, w formie zabawy usiłował dać pojęcie wielkiemu księciu o historii, naukach politycznych (wiedza o państwie), matematyki, fortyfikacji i tak dalej. Kazał przynosić miedzioryty, kolekcje medali, wspaniale wydane dzieła z Akademii Nauk, starał się o dostarczenie modeli różnych twierdz, sprzętu wojennego i tym podobne. Nauka jednak nie posuwała się naprzód. Książę był chorowity, musiał być obecny na różnych uroczystościach dworskich, w ten sposób zachodziły stale dłuższe lub krótsze przerwy. Nauczyciel nie brał również pod uwagę tego, co wielkiemu księciu najbardziej przeszkadzało w jego wychowaniu. Był często pozostawiony samemu sobie, przebywał z lokajami i bawił się w sposób bardzo dziecinny, przy czym służba musiała mu pomagać. Nauczyciel usiłował mu pokazać, że książę przez to się ośmiesza, nic nie pomogło. Takie dziecinne zabawy odbywały się również w późniejszych czasach. Przy czym kłótnie miedzy dworzanami a wielkim księciem trwały nadal. Pewnego razu marszałek dworu, człowiek namiętny i despotyczny, chciał się rzucić na wielkiego księcia i go zbić. Piotra ogarnęła wściekłość, chwycił za swój miecz, powstał tumult, który z trudem udało się jako tako uśmierzyć. Działo się wiele rzeczy, które wcale nie wpływały dodatnio na wychowanie tego młodego człowieka i hamowały jego duchowy rozwój. Zresztą o tym pisze nie tylko Katarzyna w swoich pamiętnikach, ale są jej instrukcje w oficjalnych dokumentach, które dawała osobom z otoczenia wielkiego księcia oraz obszerne, pisane w spokojnym tonie zapiski dworzan. Dzięki nim zdobywamy przeświadczenie, że narzeczony księżniczki nie miał żadnych dążeń i potrzeb duchowych, brakowało mu siły woli i oceny własnej postawy.

Nic dziwnego, ze również obcowanie wielkiego księcia ze swoja narzeczoną odbywało się w żałosny sposób w zależności od nastroju. Katarzyna pisze: "Zdawało się, że wielki książę ucieszył się z przyjazdu mej matki i mojego. Miałam wtedy piętnaście lat. W pierwszych dniach naszego pobytu poświęcił mi dużo uwagi. Od tego czasu i później widziałam i zrozumiałam, że on nic sobie nie robił z tego narodu, nad którym miał panować, że trzymał się mocno luteranizmu, nie lubił swojego otoczenia i że był bardzo dziecinny. Milczałam i słuchałam, co mi w zaufaniu przekazywał. Powiedział mi między innymi, że cieszy się, iż może rozmawiać ze mną jako jedyną krewną bez zastrzeżeń i opowiadał, że zakochał się w pewnej pannie, że chce się z nią ożenić, ale na razie zrezygnuje z tego ponieważ jego ciotka życzy sobie, żeby ożenił się ze mną. Słuchałam tych rodzinnych zwierzeń z rumieńcem na twarzy i dziwiłam się jego nieostrożności i braku właściwej oceny panujących stosunków" (Pamiętniki Katarzyny).

Księżniczka natomiast orientowała się doskonale w panujących stosunkach i sytuacji. Po przyjeździe do Rosji postawiła sobie zaraz jako zadanie opanowanie języka rosyjskiego i zajęcie odpowiedniej postawy wobec kościoła greckiego, podjęła naukę zasad religii prawosławnej. Od razu, w początkowym okresie swego pobytu w Moskwie, wstawała często w nocy, by uczyć się na pamięć zeszytów swego rosyjskiego nauczyciela. Gdy potem zachorowała ciężko tak, że przez cztery tygodnie walczyła między życiem a śmiercią a jej matka zezwoliła na wezwanie luterańskiego kapłana, Katarzyna oświadczyła, że prosi o pociechę duchową swego rosyjskiego nauczyciela religii. "To pozyskało dla mnie - jak pisze - największą sympatię cesarzowej i całego dworu" (Pamiętniki Katarzyny).

Księżniczka osiągnęła swój cel. W "Gazecie Petersburskiej" można było przeczytać notatkę wkrótce po jej przybyciu do Rosji, że z wielkim zapałem codziennie przez kilka godzin zajmuje się nauką języka rosyjskiego. W komunikatach o chorobie księżniczki gazeta donosiła, że chora znosi cierpienia z największą cierpliwością i uległością.

Podczas choroby księżniczki zwolennicy saskiego projektu mariażu wcale nie usiłowali ukrywać radości ze względu na możliwość zgonu znienawidzonej narzeczonej wielkiego księcia. Ale cesarzowa wyraźnie oświadczyła, że ona "nawet jeśli stałoby się nieszczęście, że straciłaby to drogie dziecko", nigdy nie zgodzi się na saskie małżeństwo. Z wielu jednak powodów pozycja księżniczki pozostawała również po jej przyjściu do zdrowia nad wyraz trudna. Na sympatii księżnej, która, jak się wydaje, polubiła księżniczkę, nie można było polegać. Istniały ostre konflikty między cesarzową a księżną Joanną Elżbietą i jak się wydaje intrygi te snuto i brano w nich udział a skierowane były wtedy przeciwko jednemu z ministrów. Były ostre spięcia między cesarzową a księżną. Przy okazji takiej wymiany zdań jeden z dworzan powiedział do księżniczki siedzącej na taborecie przy oknie i do wielkiego księcia, gawędzących żywo ze sobą jak dzieci, że pogoda nie potrwa długo, księżniczka będzie musiała spakować swoje bagaże, bo będzie musiała wkrótce wrócić do Niemiec. Katarzyna pisze w swoich pamiętnikach o tym epizodzie następująco: "Wiedziałam, że wielki książę opuściłby mnie bez żalu. Jeśli chodzi o mnie, to był on dla mnie dość obojętny ze względu na swoje poglądy, ale korona Rosji nie była dla mnie obojętna (Pamiętniki Katarzyny).

Kryzys ten nastąpił w czasie otwarcia listów dyplomatycznych. Księżna Joanna Elżbieta uznana została za osobę skompromitowaną, chociaż nie wiedziano nic pewnego w jakim stopniu jest winna. Poseł francuski musiał dwór opuścić. Niebezpieczeństwo grożące księżniczce i jej matce minęło. Tej ostatniej zezwolono na pobyt w Rosji do chwili zawarcia małżeństwa jej córki, a potem bez żadnych zmian w niełasce odprawiono.

W międzyczasie zbliżał się moment przejścia księżniczki na wyznanie prawosławne. Zdaje się, że ten krok wiele ją kosztował. Poseł pruski pisał w lutym 1744 roku do króla Fryderyka, że księżna Joanna Elżbieta nie wierzy i nie wyobraża sobie, by jej córka zdecydowała się na zmianę religii. Król pisał do księżnej, że powinna zrobić wszystko by przełamać niechęć swej córki do wyznania greckiego. Próba księżnej u cesarzowej, by księżniczka mogła pozostać w wyznaniu protestanckim, przy czym podawała jako przykład małżonkę carewicza, która nie zmieniła wyznania na prawosławne, pozostała bez skutku. Wtedy księżniczka sama przejęła inicjatywę i zaczęła uspokajać ojca bardzo zatroskanego w tym względzie. Zrobiła to w ten sposób, że sprawdziła i znalazła różnice między tymi wyznaniami tylko w tym, że inne są zewnętrzne nabożeństwa i ceremoniał. Poseł musiał jednak pisać wiele o wewnętrznym podnieceniu i niepokoju księżniczki, że często płacze, ale stara się zachować dumnie. Dalej pisze, że księżniczka przeżywa ciężkie walki wewnętrzne, że nowe wyznanie nie zastąpi jej starego, że w międzyczasie trzeba było odprawić jej rosyjskiego duchownego nauczyciela religii i powołać protestanckiego, który by przyniósł jej pociechę i wlał trochę otuchy. Nie ułatwiano księżniczce walki wewnętrznej przez to, że krewni w Niemczech potępiali bezwzględnie zmianę religii.

Księżna Joanna Elżbieta chwaliła postawę greckiego duchownego, nauczyciela księżniczki, świadczącą o jego wielkim opanowaniu, cierpliwości i pogodzie ducha. Księżniczka była z niego bardzo zadowolona. Obydwie panie usiłowały w licznych listach rozproszyć zastrzeżenia księcia. W maju pisała młoda księżniczka, że zdecydowała się na zmianę wyznania i że liczy na zgodę ojca. Równocześnie pisała księżna w spokojnym tonie, że małżonek nie powinien się zdziwić, jeśli wkrótce przeczyta w gazetach, że jego córka nazywa się odtąd Katarzyna. Imienia Zofia, którego zwykle używali rodzice, nie należy używać.

Dnia 28 czerwca 1744 roku odbyła się uroczystość konfirmacji, poseł pruski daje świadectwo, że księżniczka zachowała się jak "prawdziwa bohaterka". Zostało to potwierdzone w listach matki i w relacjach innych współczesnych oraz naocznych świadków. Podkreślała ona tez i później ostentacyjnie swoje przywiązanie do kościoła greckiego. Korona rosyjska, jak mówiła, nie była jej obojętna.

Właśnie w tym punkcie widać było najbardziej różnicę między Piotrem a Katarzyną. Opowiada ona jak często jej narzeczony wmawiał jej dewocję, jak ganił, że realizuje post. Już przed ślubem doszło między nimi do zupełnego oziębienia stosunków. Wielki książę unikał chętnie towarzystwa swojej narzeczonej i jej matki, z którą dochodziło często do nieporozumień i starć, wolał spędzać czas w towarzystwie lokai dworskich, którzy znali jego skłonność do dziecinnych zabaw, podczas gdy Katarzyna kazała sobie przynosić książki z akademickiej biblioteki, czytała pilnie lub uczyła się bardzo gorliwie języka rosyjskiego. Podczas gdy Katarzyna stosowała przede wszystkim wobec wszystkich wielką ostrożność, nie czyniła nic bez zastanowienia i zdawała sobie w pełni sprawę ze swej trudnej sytuacji, to wielki książę, jak to słusznie zauważono, był "dyskretny jak strzał z armaty i powiedział pewnego razu swojej narzeczonej zupełnie bez żenady, że jego pokojowiec radził mu, by trzymał krótko swoją przyszłą żonę i nie pozwalał jej mieszać się w jego sprawy, że dla mężczyzny nie jest przyjemnie, żeby nim żona kierowała jak durniem. Innym razem polecił wielki książę służącemu, by ten oznajmił księżniczce, że mieszka zbyt daleko od niej i że dlatego nie może jej tak często odwiedzać i tym podobnie".

Katarzyna opowiadała, że z trwogą patrzyła w przyszłość, jakże często raniono jej dumę, że nawet nie mogła się przed nikim wyżalić i poskarżyć. Sama myśl, że może wzbudzić współczucie była dla niej straszna. W samotności wiele płakała, a jeśli jakaś dworka zauważyła jej zmartwienie, ukrywała prawdziwy tego powód. Miała tylko jedyną pociechę - to dążenie do systematycznego wykonania zadania, jakie sobie postawiła: zdobyć sympatię wszystkich, albo możliwie jak najwięcej osób. Pisała tak: "Nie mieszałam się do niczego, pokazywałam zawsze pogodną twarz, wiele uprzedzającej grzeczności, uwagi i uprzejmości w stosunku do wszystkich, a ponieważ z natury byłam pogodna z przyjemnością widziałam, jak zdobywałam z dnia na dzień sympatię otoczenia, które traktowało mnie jako interesujące dziecko, któremu nie brak rozumu".

Nie można było znaleźć bardziej jaskrawego kontrastu jakim dla Katarzyny był książę. Wielki książę i następca tronu bawił się lalkami, miał przyjemność w obcowaniu ze służbą podczas gdy jego narzeczona była "dzieckiem", jak sama o tym mówi, które "z niezmordowanym zapałem szukało sympatii otoczenia". Gdy nauczyciele mówią wyraźnie o swoim wychowanku, że jako narzeczony spędzał czas na dziecinnych zabawach, to Katarzynie zlecali lekturę dzieł Plutarcha, Cycerona i inne, by zapoznała się z tymi pisarzami jak najszybciej. W późniejszych latach Katarzyna mogła powiedzieć: "byłam mając lat piętnaście a więc jak na swój wiek, bardzo samotna i bardzo pilna". Opowiadała: jeden z dworzan "oświadczył mi: >piętnastoletnia filozofka nie może sama siebie poznać<, a ja otoczona jestem przez wiele raf i boję się bardzo, żebym się nie rozbić, stało by się tak, gdyby mój umysł nie był tak opanowany..., powiedziałam wtedy, że chcę mu przedstawić samą siebie, tak jak siebie znam, by mógł zobaczyć, czy znam siebie, czy też nie. W rzeczywistości stworzyłam portret siebie w wypracowaniu pod tytułem - portret piętnastoletniej filozofki i wręczyłam mu go. W wiele lat później, mianowicie w roku 1758, znalazłam ten portret znowu i byłam zdumiona głęboką wiedzą o samej sobie, autokrytyką, jaką ten portret zawierał. Hrabia oddał mi w kilka dni później mój rękopis. Nie wiem czy zrobił z tego odpis Zaopatrzył moją pracę w wiele stron pełnych myśli, refleksji, przez co usiłował umocnić mnie na duchu, wzbudził siłę woli jak również inne cechy umysłu i serca. Czytałam kilkakrotnie to, co napisał, wzięłam do serca i postanowiłam bardzo poważnie usłuchać jego rad. Obiecałam sobie samej, a jeśli sobie sama coś obiecała, to dotrzymywałam tego zawsze, o tym wiem. Potem zwróciłam hrabiemu jego rękopis, bo o to prosił i wyznałam, że zasłużył na to, kształcić i hartować mój umysł i moją duszę"(Pamiętniki).

Ten epizod z hrabią, jak się wydaje, miał wielkie znaczenie w rozwoju Katarzyny. Po przeszło dwudziestu latach pisała hrabiemu, że mu wiele zawdzięcza, że własne sukcesy musi przypisać jego inicjatywie i zachętom jaką u niej wzbudził.

Nie brakowało również kłopotów i zmartwień młodej księżniczce w tym okresie czasu. Były też nieprzyjemne kontrowersje z matką, która postępowała w sposób małostkowy i bezwzględny nie tylko wobec córki ale i wobec innych osób, i miała też chyba pewną kolizję z cesarzową Elżbietą, która zarzucała księżniczce skłonność do rozrzutności. Po zapaleniu opłucnej, na którą to chorobę zapadła w Moskwie wiosną 1744 roku, miewała Katarzyna bóle klatki piersiowej i przez jakiś czas była bardzo chuda. Również wielki książę przechodził ciężką chorobę. Była to ospa, która zmieniła jego wygląd zewnętrzny. "Stał się ohydny" pisze Katarzyna (Pamiętniki). "Doskonale to rozumiałam, jak mało mu na tym zależało, aby mnie odwiedzać i jak niewiele uczuć miał dla mnie", pisała w innym miejscu swoich pamiętników. Dalej przy opisie przygotowań do wesela czytamy: "Im bardziej zbliżał się ten dzień, tym bardziej pogłębiała się moja depresja. Serce nie przepowiadało szczęścia, tylko duma podtrzymywała mnie na duchu. W głębi serca odczuwałam coś tajemniczego, co nie pozwoliło mi ani na chwilę zwątpić w to, że prędzej czy później zostanę suwerenną cesarzową Rosji i uzyskam pełnię władzy" (Pamiętniki).

Wesele odbyło się 25 sierpnia 1745 roku. Przy tym oprawa uroczystości wzorowana była na podobnych imprezach dworskich w Wersalu i Dreźnie, skąd cesarzowa otrzymała odpowiednie opisy ceremoniału (Historia Piotra III). Szaleństwo tych uroczystości trwało dwadzieścia pełnych dni.

Wkrótce potem musiała wyjechać matka Katarzyny. Prawie zerwała stosunki z cesarzową. Marszałek dworu czuwał nad jej wyjazdem. Nie spełniła się nadzieja, że jej małżonek książę Krystian zostanie zaproszony na uroczystości weselne swojej córki. Katarzyna, mimo rad lekarzy ze względu na niedorozwój Piotra, by ze ślubem zaczekać przynajmniej rok, śpieszyła się z uroczystością ślubną , ponieważ jej na tym zależało, aby oddalić z dworu księżnę Joannę Elżbietę.

Ojciec Katarzyny zmarł właśnie w 1747 roku. Tak pisze Katarzyna w swoich pamiętnikach: "Ta wiadomość wywołała wielką rozpacz i ból. Pozwolono mi płakać osiem dni, tyle chciałam (...), cesarzowa rozkazała przestać płakać, bo mój ojciec nie był przecież królem" (Pamiętniki). Korespondencja Katarzyny z jej matką (tak brzmiał rozkaz marszałka dworu) powinna się ograniczyć do frazesów. Nie ma również prawa do żadnego dopisku do listu. Za pośrednictwem osoby prywatnej otrzymywała jednak przy okazji potajemnie listy od swojej matki, na które również w ten sposób odpowiadała. Przy czym pisała, że to uwłacza godności wielkiej księżnej Rosji, że pisze w ten sposób, ale do listów kolportowanych przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych może tylko dołączyć swój podpis (Pamiętniki).

Matka Katarzyny przeniosła się do Paryża w 1758 roku, gdzie zmarła w 1760 roku w opłakanych warunkach. Stosunki wielkiej księżnej z jej bratem księciem Fryderykiem Augustem były zupełnie zimne i obojętne. Już w 1746 roku zrzekła się formalnie wszelkich praw do Księstwa. Zrywały się więzy, które łączyły dawną księżniczkę Zofię z jej ojczyzną. W chwili gdy zawierała swój związek małżeński, wydawało się, że przyszłość niewiele jej obiecywała. Tak pisze w pierwszym okresie po ślubie: "Mój drogi mąż nie troszczył się wcale o mnie, lecz stale był zajęty w swoim pokoju ćwiczeniami wojskowymi ze swoją służbą, przy czym dwadzieścia razy w ciągu dnia zmieniał mundur. Ziewałam, nudziłam się, bo z nikim nie mogłam porozmawiać lub spędzałam czas na oficjalnych uroczystościach (Pamiętniki).

Teraz jeszcze bardziej musiała Katarzyna polegać na sobie samej. Z nowym zapałem i energią zaczęła znowu pracę nad wychowaniem samej siebie.

Andrzej Zdanowski

 
 

© Andrzej Henryk Zdanowski